Wpisy archiwalne w kategorii

Słowacja

Dystans całkowity:715.64 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:27:23
Średnia prędkość:26.13 km/h
Suma podjazdów:6760 m
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:238.55 km i 9h 07m
Więcej statystyk

Słowacja

Piątek, 8 maja 2009 · Komentarze(8)
Kategoria Słowacja, Beskidy
Slovenská republika

Dziś piątek, 8 maja. Teoretycznie powinienem odbywać dziś edukację, lecz wczoraj stwierdziłem, iż więcej pożytku przyniesie mi jakaś podróż na bike'u, niż siedzenie w szkole.Z początku miałem wybrać się w stronę Jędrzejowa, lecz ostatecznie wybrałem zupełnie inny kierunek... Trasę, którą zamierzam zrobić dziś, przemierzyłem już raz - 31 maja zeszłego roku*. Link do relacji z 31.05.2008: <LINK>

* - Różnica w dystansie bierze się z nieidentycznej drogi w Krakowie.

Biorę złotówki, euro (Słowacha od 01.01.2009 należy do strefy euro) oraz kartę kredytową. Zakładam bagażnik. Wyjeżdżam o godzinie 8:45. Niebo bezchmurne, ale na szczęście nie jest gorąco (17°C). Ruszam w kierunku "Zakopianki".

Poruszam się "Zakopianką" na południe. W oddali dostrzegam już pierwsze ośnieżone szczyty. Robiąc tę trasę rok temu, jechałem już w samej końcówce maja, więc śniegu prawie widać nie było.

Pierwszy postój robię przed Myślenicami.Trochę dokucza mi wiatr, wiejący mi w twarz. Kieruję się na Rabkę-Zdrój.




Za Rabką skręcam w prawo na drogę wojewódzką, kierunek Zakopane.



Robię sostę za Rabą Wyżną, Na jakiś konkretniejszy posiłek. Wiatr ciągle daje się we znaki.

Ruszam dalej...



Widoki stają się coraz zajebistsze. Pierwszy raz w mojej "karierze" mam widok na tak ośnieżone szczyty gór.






Jadę cały czas na południe, w kierunku Zakopanego.





Pora na zmianę kierunku. Od zjazdu z "Zakopianki" minąłem takie miejscowości jak Raba Wyżna, Pieniążkowice, Czarny Dunajec. Jestem w Chochołowie, którego wizytówką są drewniane, góralskie domy, wszystkie niemal identyczne (robią wrażenie!). Skręcam w prawo w stronę granicy, kierunek Trstená.



Granicę przekraczam o godzinie - o ile dobrze pamiętam - 14:45.



Słyszałem o obowiązku jazdy w kasku na terytorium Słowacji, ale nie jestem pewien czy tak jest naprawdę. W każdym bądź razie ja w kask zaopatrzony akurat nie jestem, tak samo jak w zapasową dętkę, o czym zorientowałem się kilka kilometrów temu ;D Liczę więc na szczęście, że nie złapię gumy.

~ Wjazd do miejscowości Suchá Hora


Słyszałem, że poprawnie po polsku powinno się mówić "Sucha Góra", bądź "Sucha Góra Orawska", bo to są oficjalne odpowiedniki nazwy tej wsi w języku polskim. Wieś ta do 1924 roku należała do Polski, lecz została przekazana (wraz z sąsiednią Hladovką) Czechosłowacji w zamian za Lipnicę Wielką. Mijam grupkę słowackich kolarzy, robiących jakiś postój na stacji.

Kiedy robiłem te trzy poniższe zdjęcia, ci kolarze akurat mnie minęli :D





Wyjeżdżam z Suchéj Hory. Stan asfaltu taki sobie. Kolejną miejscowością jest Hladovka, mająca identyczną przeszłość, jak Suchá Hora, bo też została w 1924 roku przekazana naszym południowym sąsiadom.Po polsku powinno się mówić "Głodówka", bo tak brzmi oficjalna polska nazwa. W latach 1920-1924 i 1938-1939 wieś pozostawałą pod polską okupacją.

Cały czas poruszam się w regionie historycznym Orawa. Następna miejscowość: Vitanová, w której znajduje się ten feralny przystanek autobusowy ;D )(kto czytał relację z 31.05.2008 (<LINK>), ten wie o co biega ;D). Nie chciało mi się stawać, więc nie zrobiłem foto tym razem, ale zauważyłem, że przynajmniej trawę skosili xP. Ta grupka kolarzy, któzy milęli mnie w Hladovce, mieli jakąś awarię ;P

Wiatr słabnie - można rozwinąć skrzydła.

Trstená. Miejscowość niby tylko 8-tysięczna, ale jakieś tam bloki nawet postawili ;D Tutaj skręcam w prawo w kierunku polskiej granicy.

~ Jeszcze kawałek... ;)




Znajduję się teraz na wysokości jakichś 630 m.n.p.m. Przedemną już tylko droga do przejśćia granicznego.






~ Ehh, no i wciąż nie wiem, którym pasem mam jechać ;P


~ Granica




Pod tym daszkiem po prawej robię postój ;D

Do Polski wjeżdżam o 16:00.

No... to pozostało mi jakieś 110 km do domu :)



Na tym chyba zakończę moją relację, bo już nic ciekawego się nie działo. No ale trzeba przyznać, że wiatr ucichł i mogłem się rozbujać na równym terenie do 36-37 km/h na luzie (prędkość przelotowa).

W domu jestem na 21:30.

Tytułem podsumowania, dziś przejechałem trasę Kraków - Myślenice - Pcim - Lubień - Skomielna Biała - Rabka-Zdrój - Raba Wyżna - Czarny Dunajec - Chochołów - Suchá Hora - Hladovka - Trstená - Chyżne - Orawka - Raba Wyżna - Rabka-Zdrój - Lubień - Myślenice - Kraków.



Podsumowując, trasa na dziś mniej więcej taka:
#lat=49.725779353827&lng=19.797675000001&zoom=8&maptype=ts_terrain

Pozdrawiam! :)

P.S. A tak jako ciekawostka... Poniżej zamieszczam wykres mojej wagi z okresu od 18.03. do 09.05. Szara przerywana linia to waga właściwa, a gruba czerwona to średnia 3-dniowa.

239

Oravská priehrada 24-25.06.2008 cz.1.

Wtorek, 24 czerwca 2008 · Komentarze(7)
Kategoria Słowacja, Beskidy
Oravská priehrada 24-25.06.2008 cz.1.

No i stało się - wreszcie postanowiłem gdzieś ruszyć dupsko.
Wstałem o 8:00 samoczynnie (bez budzika). No a dalej to standard - śniadanie, pakowanie i wio. Generalnie miałem jechać na działkę, ale zważywszy na to, że mi statystyki siadły (:D) postanowiłem trochę to nadrobić.

Godzina 9:30. Aura jest wyjątkowo łaskawa (bez upałów) w porównaniu do ostatnich dni - na termometrach w Krk od 23 stopnie... Przed Myślenicami, na tablicy info już tylko 22 (więc wjeżdżamy w góry powoli xP).

W Krk zauważyłem, że licznik mi źle pracuje - gubi impulsy (bateria??). Z tąd też dane typu dystans i czas z innych źródeł.

Dojeżdżam do Myślenic. Deszcz! Najsensowniejszym miejscem (nie chce mi się jechać w takiej ulewie) i zarazem najbliższym odpowiednim oraz także jedynym jest wiadukt. No to wio pod wiadukt. Ruszam 30 później minutach. Uznałem to za zły znak.

W Myślenicach korki.

Lubień. Początek podjazdu, który już w miarę kolejnych jazd tutaj pokonuję bardzo sprawnie i nie czuję tak góy jak kiedyś. Teraz to ja już jestem koneserem =D W ogóle teraz te góry mi się łatwiej pokonuje, nie czuję ich prawie. Kwestia treningu :D

BAGAŻNIK SPECJALNIE ZAŁOŻONY NA TĄ OKAZJĘ.





Po lewej mijam charakterystycznie pomalowany ciągnik Volvo plus naczepę, który stoi tam od kąd pamiętam. Albo w ogóle nie jeździ albo akurat jak ja przejeżdżam to jest tam zaparkowane.

W Rabce-Zdrój kieruję się w stronę Chyżnego. Słowackie radio odbiera już przed Jabłonką. Właśnie w Jabłonce zdecydowałem, że nie będę jechał dalej na Chyżne, tylko polecę na inne lokalne przejście graniczne, toteż skręcam na Lipnicę Wielką. W daleka widać ośnieżóne szczyty gór (czego nie widać na poniższym zdjęciu).



Na granicy melduję się punktualnie o 16:20. Po drodze wyprzedzam grupkę słowackich "kolarzy" <lol>.








Czas ruszać. Kierunek Námestovo obieram w Bobrov'ie pokierowany przez tubylca.

No i wreszcie...



Námestovo! Teraz tylko znaleść drogę do brzegu jeziora, które dostrzegłem jeszcze będąc po polskiej stronie granicy.

Udało się, cel osiągnięty!

Vodná nádrž Oravská priehrada jest sztucznym zbiornikiem u zbiegu Czrnej i Białej Orawy. Maksymalna głębokość wynosi tu 38 metrów, a przeciętna około 16-17. Największy powierzchniowo i drugi co do objętości sztuczny zbiornik wodny Słowacji. Kilka km na południe towarzyszy mu mały zbiornik wyrównawczy Tvrdošin.

Pomysły budowy tamy i zbiornika na Orawie datują się od 1730 r. Pierwszy projekt powstał w 1870 r., nie został jednak zrealizowany, podobnie jak kilka następnych. Dopiero w 1937 r. Ministerstwo Robót Publicznych przyjęło projekt budowy. Ostatecznie prace przy badaniach geologicznych w rejonie przyszłej tamy rozpoczęto 24 lipca 1941. Po wojennej przerwie w latach 1945 - 1948 przeprowadzono nowe badania i na ich podstawie opracowano nowy projekt zapory. Równocześnie zaczęto pierwsze prace budowlane, które trwały sześć lat. Napełnianie zbiornika rozpoczęto w 1954 r.

Wodami zbiornika zostały zalane wsie: Oravské Hámre, Lavkov, Osada, Slanica i Ústie nad Oravou, dziś Ústie nad Priehradou - włączone do Trsteny, część wsi Bobrov oraz większa część (w tym zabytkowe centrum) Námestova. Ponad wodą pozostały dwa niewielkie wzniesienia, należące niegdyś do Słanicy - dziś wyspy: Slanický ostrov z kościołem pod wezwaniem Podwyższenia Świętego Krzyża z XVIII wieku oraz Vtáči ostrov. Po napełnieniu jeziora okazała się konieczna zmiana przebiegu granicy polsko-słowackiej, tak, by całe jezioro pozostało po stronie słowackiej. Obecnie granica na krótkim odcinku przebiega północnym brzegiem jeziora.
Jezioro Orawskie pełni głównie funkcję przeciwpowodziową. Poza tym jest wykorzystywane do celów rekreacyjnych i sportowych. Stanowi ostoję migrującego ptactwa.
Słowacy są bardzo dumni, że udało im się utworzyć to jezioro.






Ruszam w stronę Trsteny wzdłuż brzegu jeziora (odcinek 8-kilometrowy).



Miałem jechać główną drogą przez Tvrdošín, ale znalazłem skrót, którym jakimiś zadupiami podobno dojadę prosto do Trsteny. To zdaje się jakiś szlak rowerowy. Zaczyna się tzw. "krysys na trasie" czy jak to tam sie zwie...





Totalne osłabienie - 25 km/h to o wiele za wiele.
Postanawiam, że nie będę wracał przez Chyżne, tylko polecę na Suchą Horę, z tego powodu iż przez Chyżne już wracałem do Polski, a przez Suchą Horę wjeżdżałem ostatnim razem, więc będzie jakieś urozmaicenie :D Skończyła mi się woda, a "trochę" suszy... xP A nie mam koron, tylko złotówki i euro. Nie chcąc ryzykować, że stracę czas na szukanie sklepu z Trstenie i nie będą chcieli innej waluty niż SKK, jadę bezpośrednio ma przejście Suchá Hora/Chochołów. Zaczyna mi się coraz ciężej jechać. Na miejscowość Hladovka przypada szczyt dzisiejszego kryzysu. W Hladovce aż siadam na Ziemii z braku sił i siedzę kilkanaście minut (na poboczu ;D) nie zważąjąc na nic. Odwiedziłem nawet ten przystanek, gdzie ostatnio jak tędy przejeżdżałem siedziałem chroniąc się przed zajebistą burzą.

Tu conieco zjadam swojego prowiantu i ruszam dalej w kierunku Polski.

Na granicy w Suchej Horze jestem o 18:20. W Chochołowie zrobiłem zakupy i wyżerkę na ławeczce :P

Chochołów to wyjątkowo ciekawe miejsce, charakteryzujące się niemal jednakowymi domami z drewna, robiącymi niezłe wrażenie na turystach. Są to typowe chaty góralskie. Wieś kojarzona jest z Powstaniem chochołowskim (wystąpienie zbrojne górali z Chochołowa i Czarnego Dunajca a także i okolicznych wsi przeciwko władzom austriackim, znane w historii również pod nazwą "insurekcji pod Tatrami").

No i po "uczcie" jedzie się dalej elegancko, energia wróciła. A poważnie rozważałem zatrzymanie się gdzieś na noc (pełno tu napisów "noclegi" itp.). Teraz już zawsze bede wracał tędy, a na Słowacje jechał przez Chyżne - tak się lepiej jakoś jedzie. Gdzieś w Rabie Wyżnej coś się jakoś zagapiłem czy coś no i gleba. Trochę się poobcierałem, ale to wszystko. Aha no i jeszcze mi coś w prawym ramieniu stuka...

W Czarnym Dunajcu zaczynam jechać w miarę normalnie. Normalnie to można powiedzieć dopiero od Raby Wyżnej.

Zaczyna być jasne, że przed północą do domu nie wrócę więc chcąc nie chcąc zaliczę pierwszy w życiu wypad więcej niż 1-dniowy :D

Światła włączam w Lubniu, bo jest już dość ciemno.

W dniu 24.06.2008 jazdę kończę 8 km przed domem :D

Ogół trasy:
#lat=49.724518161831&lng=19.730775&zoom=8&maptype=ts_terrain

Slovenská republika

Sobota, 31 maja 2008 · Komentarze(7)
Kategoria Słowacja, Beskidy
10:20. Wyjazd z domu. Niebo bezchmurne, wiatr słaby, z południowego wschodu (ja poruszam się na południe), temperatura w cieniu 24°C.

Wjeżdżam na "Zakopiankę".

W miarę posuwania się na południe wiatr sprawia, że nie odczuwa się takiego gorąca, jak w Krk - w Mogilanach na tablicy info tylko 24 stopnie.

Zaczynają się coraz większe "górki". Przed Myślenicami osiągam 79 km/h. W miejscowości Lubień początek ma kilkunastokilometrowy podjazd prawie pod samą Rabkę-Zdrój.

~ Gdzieś w połowie drogi podjazdu...


~ Niedługo pierwsze urodziny... ;P


W Rabce-Zdrój skęcam na drogę wojewódzką nr 958. W moim litrowywm bidonie ni ma już ani kropli, a ciągle ostre słońce daje się we znaki. W Rabie Wyżnej kupuję następne 1,5 litra. Ale wtedy właśnie powoli zaczyna się chmurzyć i jedzie się o wiele przyjemniej. Chmury widzę przed sobą, za plecami zostawiam ciągle bezchmurne niebo.

W Pieniążkowicach dostrzegam za sobą dość profesjonalnie wyglądającego bikera, w towarszystwie którego jadę aż do Koniówki, czyli jakieś 15 kilometrów. Na ostatnie 5 daję się wyprzedzić, pozdrowienie i zmiana miejsc. Tempo ok. 30, w porywach 32 km/h. Żegnamy się machnięciem ręką, on skręca, a ja lecę w stronę granicy. Przede mną straszą burzowe chmury, wśród których dostrzegam ośnieżone szczyty Tatr, które niestety nie sposób sfotografować.



Jadę dalej, bez pauz. Asfalt jest coraz bardziej mokry w miarę upływu kolejnych kilometrów, co pozwala mi sądzić, że niedawno przeszła tu burza i to solidna.

Chochołów. Asfalt już coraz suchszy. Skręcam w prawo w stronę granicy. Na liczniku widzę się przejechane dziś ponad 100 kilometrów, co logicznie rzecz biorąc, jeśli nic nieprzewidzianego się nie wydarzy, daje mi mój nowy rekord dziennego dystansu, dotychczas wynoszący 193 km (jeszcze z października 2007).

Na 105. dzisiejszym kilometrze wita mnie napis "Slovenská republika", a następnie tablice z nazwami niższych jednostek podziału administracyjnego. Na Słowacji są to kolejno kraj, okres i obec.



Za mną przejście graniczne Chochołów/Suchá Hora. Suchá Hora po I wojnie światowej, jako zamieszkana wyłącznie przez ludność polską, została przyznana Polsce, ale w 1924, została (wraz z sąsiednią Hlodovką) przekazana Czechosłowacji w wymianie za połowę większej miejscowości zamieszkanej przez Polaków, Lipnicy Wielkiej.

Teraz chmury burzowe przede mną wyglądają wręcz przerażająco, jeszcze bardziej niż na zdjęciach...




Asfalt suchy, ale - delikatnie mówiąc - średniej jakości. Mijam wieś Hlodovka, która ma identyczną historię, jak Suchá Hora. Następna jest Vitanová, mała miejscowość letniskowa.

No i stało się - pada! W kilka sekund zaczyna lać niemiłosiernie. Mam wielkie szczęście - kilkadziesiąt metró przede mną jest zastávka, czyli spolszczając - przystanek autobusowy. Jednak po przyjrzeniu się z bliska to wygląda gorzej niż jakaś żulowska melina. Porośnięta jakimiś pokrzywami, nie koszona od lat trawa, jakieś puszki w rogu... Cóż... Ale ja nie mam wyboru - muszę tu zostać. Pakuję się razem z rowerem pod dach, w suche miejsce. Burza... Deszcz... Grad... Zaczyna być zimno... Grzmi... Zaczynam planować co dalej. Jest godzina 15:20. Postanawiam, że jeśli nie przestanie padać do zmierzchu, wrócę do Suchej Hory, gdzie, pamiętam, był jakiś pensjonat czy coś w tym rodzaju (jakieś noclegi czy co..). Jednak na 90% przestanie padać, bo to wygląda mi na letnią burzę...

~ Zdjęcie zrobione z przystanku, podczas ukrywania się tamże...


No i tak się dzieje, opady ustają... Ale za to po jakim czasie! Gdy przestaje padać jest godzina 16:50, co się równa temu, że w tej spelunie, którą Słowacy nazywają przystankiem autobusowym przesiedziałem 1,5 godziny!

~ Moje lokum ;p


Czas ruszać... Jeszcze pozostaje zdecydować w którą stronę, ale to nie trudne, bo skoro burza naszła od zachodu, to znaczy chyba, że porusza się na wschód, czyli w kierunku Chochołowa. Lecę więc na Trstenę. Asfalt okropny! Mokry, dziurawy itp. Ale ta "dziurawość" im dalej na zachód tym bardziej się zmniejsza. No ale ze względu na to, że wręcz płynąłem, długi 12-procentowy zjazd pokonuję z prędkością 15 km/h, bo nie mam błotników.

W Radio Slovensko (czy jakoś tak) cały czas mówią o paleniu tytoniu przez młodzież do lat 18. Trochę nie rozumiem wszystkiego, ale nawet ciekawe to ;P

Wreszcie...


Asfalt już bardziej znośny.

~ Do domu jeszcze kawałek ;p


I dojazd do granicy... Żegnam się powoli ze Słowacją, a tym samym uświadamiam sobie, że moje dotąd największe rowerowe marzenie się właśnie spełniło. Teraz już tak trochę jakbym nie miał po co jeździć, bo dotychczasowe wycieczki (ostatnio (w kolejności): Maków Podhalański, Limanowa, Rabka-Zdrój, Katowice, Żywiec) robiłem po to, żeby niejako do wyjazdu na Słowację się przygotować.





~ Yy... Rozumiem, że ja mogę sobie wybrać pas? :P




Granicę polsko-słowacką na tym odcinku wyznacza wąska rzeczka na wysokości 630 m.n.p.m.

Do Polski (przejśćie graniczne Trstená/Chyżne), wjeżdżam o godzinie 17:45.





~ Ulubiona knajpka w Chyżnem :P Dobre żarcie dają :D Ale na postój tym razem nie mam czasu...


Zaczyna się przejaśniać, ale w Orawce coś tam z nieba "pokropywało" na tyle, że wbiłem się na przystanek autobustowy, a ruszyłem jak przestało padać. Od tego momentu przejaśnień było coraz więcej.
W Spytkowicach [godz. 19:30] 24, w Głogoczowie (MY) [godz.21:45] 21, w Krakowie o 23:00 24 stopnie celcjusza. (dane z tablic info przy drodze).

W domu o 23:40.

Trasa dziś pokonana:
#lat=49.725779353827&lng=19.797675000001&zoom=8&maptype=ts_terrain

Na liczniku już 8,1 tys km...